Kacperek

wtorek, 11 marca 2014

Witamy na świecie!!!

29-01-2014r  ten oto dzień wybrał sobie Kacperek aby obchodzić swoje urodzinki. Przewidywalny termin porodu był na 14 lutego ale wszystko potoczyło się dwa tygodnie wcześniej.
2.00- ból brzucha, wtedy jeszcze nie spałam bo pod koniec ciąży buszowałam nocą a w dzień odsypiałam. Mój chłopak był akurat w pracy więc byłam lekko przestraszona czy to już się zaczyna,  czy przetrzymam w domu zanim mój chłopak wróci? Pierwsze skurcze zaczęły się - co 5 min ale trwały  krótko, więc czekam na dalszy przebieg wydarzeń.
3.09- wysłałam sms-a do chłopaka, że mam skurcze - tylko co z tego przecież on nie  ma zasięgu w pracy, tylko na stołówce jest, może jakimś cudem przeczyta tego sms-a.... spróbuje zadzwonić... nie odbiera. Chwile później biegiem do toalety -  rozwolnienie i wymioty. Wtedy dopiero doszło do mnie, że to już się na prawdę zaczęło! Dzwonie do Łukasza siostry, że mam skurcze to ona na to że już jedzie do mnie. Skurcze nadal się utrzymują i znowu biegiem do toalety... OK trzeba dopakować torby do szpitala. Przyjechała siostra mojego chłopaka. Do szpitala mamy jakieś pół godz samochodem. Ja chciałam jechać najpierw po Łukasza do pracy bo bałam się sama rodzić ale Beata powiedziała, że jedziemy jak najszybciej do szpitala bo ,w przeciwnym razie urodzę jej w samochodzie - ale  to mój pierwszy poród i trwa on zazwyczaj powyżej 10 godz... no dobra jak chcesz to jedziemy do szpitala. Skurcze miałam już co 3 min. Gdy dojechaliśmy do szpitala poszliśmy na główną salę  przyjęć bo nie wiedziałyśmy jak iść na porodówkę. Tam czekałyśmy jakieś 20 min zanim ktoś po mnie przyjechał. Facet który mnie wiózł na wózku spytał się mnie czy ma biec  ja ,że nie musi:) Po 5 min dotarliśmy na porodówkę tam musiałam czekać kolejne 20 min bo musieli dokończyć posprzątać salę.Wtedy to już się kładłam z bólu.
4.30 - w końcu jestem w sali porodowej i nawet wanna jest, to może uda mi się w niej urodzić. Położna bada mnie 6 cm rozwarcia. Spytała się czy chce rodzić w wannie a ja oczywiście:) Dostałam do wdychania gaz i  zastrzyk rozkurczowy. Położna wlewa wodę do wanny a ja poczułam, że muszę przeć. Za późno już na poród w wannie. Po jakiejś chwili położna powiedziała,że mam nie przeć bo dziecko jeszcze jest za wysoko, ale jak tu nie przeć? ten moment trwał dla mnie wieczność...Czy mogę już przeć! proszę ja muszę - krzyczałam. Tak może już pani i parłam ile miałam sił :)
6.20 - Przyjechał Łukasz. Byłam szczęśliwa, że zdążył przed pojawieniem się Kacperka... Dzielnie trzymał mnie za rękę.
6.56 - Urodził się  Kacperek. Był taki malutki. Ważył  3080g i miał 47 cm wzrostu.

Około 13 położna przyszła mnie zszyć. To bolało bardziej niż poród. Łzy leciały mi jak grochy mimo, że miałam znieczulenie to bolało mnie strasznie...
Mój poród trwał 5 godz nie tak długo jak myślałam. Opiekę w szpitalu miałam dobrą, może dlatego,że nie jestem zbyt wymagająca i nie należę do osób które są wiecznie z czegoś niezadowolone.
Ze szpitala wyszłam bardzo szybko bo o około 18.00  tego samego dnia.

A to pierwsza focia Kacperka zaraz po porodzie:)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz